II Konkurs Jesienny – Mariola Żarczyńska

Oto opowieść p. Marioli Żarczyńskiej, mamy dwuletniego chłopca. Pani Mariola nie pisze o ulubionej zabawie w czytanie lecz wspomina swoją „globalną drogę” jaką przeszła z synkiem. Nie była to droga usłana różami i p. Mariola miała prawo się zniechęcić. Tak się jednak nie stało. Wypowiedź nie nawiązuje do tematu konkursu, ale jest krzepiąca i zwraca uwagę na to, co w zabawach w czytanie jest najważniejsze – na luz, radość, spokój i budowanie pozytywnych skojarzeń związanych z procesem czytania. Toteż zachęcam do lektury…

Nasza przygoda z czytaniem globalnym rozpoczęła się dokładnie 14 miesięcy temu.  Pracuję w domu, więc zamierzałam realizować plan zgodnie z klasyczną metodą Domana. Przyznam szczerze, że było to bardzo stresujące i nudne. Początkowo dziecko żywo reagowało na karty z napisami (wówczas czerwonymi). Ale bardzo szybko straciło zapał do patrzenia. Ja jednak byłam uparta i nie poddawałam się. Za wszelką cenę pokazywałam nowe słowa, skrupulatnie zapisując te przerobione.

Nie myślałam o niczym innym tylko o tym ile jeszcze kart muszę pokazać, martwiąc się jednocześnie czy zdążę to zrobić. Mój maluszek bardzo szybko zaczął wymawiać pojedyncze słowa, toteż liczyłam na szybkie efekty. Doman pisał: „nie sprawdzaj”, lecz pokusa była silniejsza. Starałam się to robić subtelnie i nie za często. Efektów jednak nie widziałam. Dziecko przez pół roku tak ekspresowego tempa poznało ogromną liczbę słów. Lecz nie pokazało mi, że pamięta choćby jedno z nich.

Pocieszające jest jednak to, że ten czas nie był stracony. W słowach Domana znalazłam pocieszenie. Nauka globalna z całą pewnością rozwija mózg dziecka. Poprawia pamięć, koncentrację i zdecydowanie wpływa na rozwój jego mowy.

  11111

 

Nie zamierzałam się jednak  tak łatwo poddać. Zaczęłam przeszukiwać Internet. Dotarłam do wielu sceptycznie nastawionych ludzi, ale znalazłam też i takich, którym się to udało. Jedną z nich była mama dzielnej Oliwki, dzięki której trafiłam na Pani stronę. I tak to się zaczęło od nowa.

Niestety nie było to łatwe. W głowie miałam zakodowany schemat działania. Dużo słów powtarzanych określoną ilość czasu i odkładanych na miejsce. Do tego momentu nie mieliśmy żadnej przerwy dłuższej niż dwa dni. Postanowiłam wszystko przemyśleć, zrobić nowe materiały tym razem kolor czcionki miał być czarny. Tak właściwie to zaczęliśmy od początku. Najpierw słowa z zabarwieniem emocjonalnym. Mamusia, tatuś, ukochane zwierzątka. Następnie to, co działo się w danej chwili bądź interesowało maluszka. Zaczęliśmy odnosić sukcesy. Pierwsze słowo jakie rozpoznało moje dziecko, to było słowo „kupa”. Być może dlatego, że w tamtym okresie uczyliśmy się korzystać z nocniczka i rozweselaliśmy sobie posiedzenia na tronie przy pomocy plansz z wyrazami.

 2

Dziś z całą pewnością mogę powiedzieć, że wyleczyłam się z efektu Domana i czuję się szczęśliwsza i wolna. Wszystko co teraz robimy dzieje się za pośrednictwem zabawy. Prawdziwej zabawy. Karty ze słowami są w zasięgu mojego dziecka. Teraz sam przychodzi z nimi do mnie, do taty czy babci, mówi: „dawaj,  dawaj” i sam proponuje zabawę. Widząc jego radość i zapał jestem szczęśliwa, a o efektach nawet nie myślę, one przychodzą same.

Dziś wiem, że potraktowałam czytanie globalne zbyt poważnie. Zapominając o tym, co w tym wszystkim jest najważniejsze: dobra zabawa, zadowolenie dziecka i mamy. Za miesiąc przyjdzie na świat braciszek Dominika, wiem że tym razem nie popełnię błędów.

 Uczymy się do końca życia. A najefektywniej na własnych błędach. Podążaj za dzieckiem, rozwijaj, ale nie za wszelką cenę. Bądź drogowskazem i bacznym obserwatorem.

Pozdrawiam,  mama 2 letniego Dominika.

 3