Strach czyni, że oczy są wielkie…

(felieton o strachu)

– Idę jutro do dentysty – oznajmia Maja.

– I co? Boisz się? – pytam współczująco.

– Nie… mówi nieco niepewnie moja wnuczka.

– A ja się nie boję – stwierdza zawadiacko niezwykle odważny czterolatek Jaś – ja się NICZEGO nie boję.

– E, tam – mówię ze zwątpieniem w głosie – każdy się czegoś boi.

– Ale ja się naprawdę nie boję babciu. Ani wampirów, ani dentysty…ani nawet mumii (Jasiek, owinięty od stóp do głów elastycznymi bandażami, robił w Halloween za mumię).

Zdejmuję z półeczki figurkę Maniusia. Maniuś jest wampirem. Na baterie. Ma bladą twarz, sińce pod oczami, sterczące włosy i długie szpony. Włączony Maniuś kolebie się na nogach i okropnie wyje. Kiedyś, kiedy był jeszcze młodym wampirem miał w dłoni malutką lampeczkę, która podczas tego kolebania i wycia oświetlała jego przeraźliwie bladą twarz. Teraz jest już wampirem wiekowym i lampeczkę utracił. Ale i tak robi wrażenie.

Maniuś stoi na mojej dłoni nieruchomo. Jeszcze się nie kolebie i nie wyje.

– Nie boisz się niczego, powiadasz? To daj „cześć” Maniusiowi.

Jaś niepewnie wyciąga dłoń w kierunku szponów Maniusia. Mój palec schowany w czarnej maniusiowej pelerynie przyciska guzik. Wampir zaczyna swój występ a Jasiek podskakuje z wrażenia, chowa rękę za siebie a buzia wygina mu się w podkówkę.

Teraz pora na krótki wykład.

– Każdy się czegoś boi – oznajmiam z mocą – nie tylko dzieci, dorośli także.

– Tatusiowie też? – pyta z zadziwieniem Majka.

– Też! Może nie chcą tego okazać, ale boją się. Na mur! I to jest zwyczajne. Normalne. Tylko ludzie niezdający sobie sprawy z różnych niebezpieczeństw nie boją się niczego. Ale ci ludzie są chorzy. I często dzieje im się krzywda. Nie potrafią tych niebezpieczeństw uniknąć.

– Ale jak mówię w przedszkolu, że boję się pobierania krwi to Wojtek mówi, że jestem tchórz – wyznaje moja wnuczka.

– Tchórz to nie ten, który się boi, ale ten, kto nie próbuje opanować swego strachu. Bo czasem – mimo tego strachu – trzeba pójść do dentysty. I dać sobie pobrać krew.

Chyba mi uwierzyły. Zaczynamy oswajać strach.

– Noo… –  mówi z wahaniem Majka – ja się boję nocnych koszmarów. Uciekam wtedy do łóżka rodziców.

– A ja nie lubię jak mnie ktoś buja za mocno – wyznaje Jasiek – i jak zjeżdżalnia jest wysoka, wiesz babciu, na basenie, to też się trochę boję…

– O, a nasza mama to się boi pływać – przypomina sobie Majka i teraz już wierzy, że dorośli boją się też.

Strach jest jedną z emocji, jak radość, gniew czy rozpacz. Z niepojętej przyczyny wszystkie emocje mają rację bycia. Strach nie. Strachu należy się wstydzić. A już jak jest się chłopakiem to nie daj Boże się bać!

Dlaczego? – pytam. Boję się endoskopii i pewnej sąsiadki i głośno o tym powiem. Ale pójdę na to paskudne badanie a i przed sąsiadką nie zemknę, gdy się spotkamy przed blokiem. Dzieciom także wolno się bać. Pięknie, gdy próbują okiełznać strach. To dopiero sztuka! Ale nie muszą za wszelką cenę grać chojraków i deklarować, że nie boją się niczego.

– To jak Jasiu? Pożegnasz się z Maniusiem? Uściśniesz mu dłoń? – wyciągam figurkę wampirka w kierunku chłopca.

Ręka malca ostrożnie wędruje ku Maniusiowi.

– Ale może go babciu nie włączaj, co?