Czytanie globalne i kontrowersje wokół fleksyjności polskiego języka

Czytanie globalne ma swoich miłośników i przeciwników. To, że tak się dzieje jest procesem naturalnym i nie budzi zdziwienia. Natomiast argumenty, jakimi posługują się przeciwnicy – o, to już zupełnie inna sprawa. Bo jeśli te argumenty są rzeczowe i logiczne – należy poświęcić im uwagę. Jeśli są absurdalne i pochodzą z ust osób, które: „Nie były, nie widziały”, ale wiedzą – można machnąć na nie ręką. Ale bywa i tak, że czytanie globalne atakowane jest przez osoby z branży, przez twórców innych metod nauki czytania. I atakowane jest w sposób bezsensowny. Na dodatek publicznie. To już nie jest ładne. To zwyczajny brak klasy.

Przeczytałam ostatnio wypowiedź persony, która naganiała rodzica dysfunkcyjnego dziecka do zrezygnowania z czytania globalnego (co zalecił lekarz) na rzecz swojej metody. Czym argumentowała? Tym, że dziecko czytające globalnie nigdy nie przeczyta nieznanego tekstu. Przeczyta „maliny”, bo widziało wcześniej ten wyraz na planszy. Nie przeczyta „malinom”, bądź „malinką” bo w takiej wersji tego wyrazu nie oglądało.

NATURALNIE, ŻE NIE PRZECZYTA!

„Czytanie globalne (inaczej „całowyrazowe”) jest czytaniem całych wyrazów, bez wnikania w ich strukturę” – tak napisano na okładkach moich książek. Aby bawić się w czytanie globalne dziecko nie musi (a nawet nie powinno) znać liter.

Jak w takim razie – proszę PERSONY – można oczekiwać, że dziecko nieznające alfabetu, przeczyta wyraz, którego nigdy nie widziało?? !!

Czytanie globalne nie jest i nigdy nie było metodą uczącą czytania nieznanych tekstów. Tutaj dziecko uczy się na pamięć wyglądu tylu wyrazów ile jego głowa pomieści. Na tym etapie to zrozumiałe, że mały uczeń przeczyta tylko to co mu wcześniej pokazano.

Po jakimś czasie dziecko samo dostrzeże, że wyraz zbudowany jest z liter i zacznie się o te litery dopytywać. Poznawszy je usiłuje je łączyć. Wówczas należy nauczyć dziecko czytania sylabami, by nie głoskowało. Jak to uczynić piszę na stronie, ale w tej chwili to nieistotne…

Tak więc metoda globalna to nie jest metoda nauki czytania, to etap do czytania wiodący, jako że nikt na tym świecie nie nauczył czytać osoby nieznającej liter.

Skoro tak, skoro prędzej czy później dziecko musi nauczyć się liter i tego jak je syntezować, to po co sobie czytaniem globalnym głowę zawracać?

Już mówię. Warto, bardzo warto, bo:

– zabawy powodują korzystny „prysznic emocjonalny” (termin funkcjonujący oficjalnie) w odniesieniu do procesu czytania, które dzięki temu staje się nieodzownym elementem życia dziecka,
– dają możliwość obcowania rodzica z dzieckiem w atmosferze śmiechu, radości, braku przymusu – co jest dziś do nieprzecenienia,
– cz.g. rozwija i doskonali ważne funkcje umysłowe,
– cz.g. ogromnie skraca okres wkroczenia w czytanie „zwyczajne” i sprawia, że dzieje się to łatwo i bez problemów,
– w cz.g. w polskiej (mojej) wersji kładzie się wielki nacisk na czynnik psychologiczny, na ów „prysznic emocji”, co pozwala rodzicom podchodzić do tematu na luzie i realizować cz.g. bez poczucia winy, że z zalecanych 9 sesji odbyło się tego dnia tylko jedną,
– bo po wielu latach obserwowania dzieci czytających na początku globalnie widzę jak świetnie radzą sobie w szkole.

A na koniec konstatacja. Każda metoda nauki czytania sprowadza się do tego samego – do nauczenia liter i syntezowania ich – czy po literce, czy sylabami – to bez znaczenia. Po drodze są ćwiczenia takie czy inne. Jedne realizuje się w klimacie powagi, skupienia i szkolnej nauki, inne w zabawie i na wesoło. Bo do tego samego celu można dotrzeć różnymi drogami.

Czytanie globalne stawia na naukę w zabawie, chce sprawić by dzieci pokochały proces czytania, by płynnie przeszły od czytania globalnego do szkolnego. I by nie działo się to dopiero w szkolnej ławce, a w domu, gdzie jest czas na ruch, śmiech i prawdziwie dobrą zabawę w towarzystwie mamy czy taty.

Prosiłabym zatem sceptyków, którzy nie doczytali do końca czym jest czytanie globalne, by nie atakowali go zarzutem, iż jest niemożliwe do zrealizowania w Polsce z racji fleksyjności (licznych odmian) naszego języka. Prosiłabym też PERSONY propagujące inną drogę do celu czytaniem zwanym, by reklamowały swoje drogi bez atakowania naszej, sprawdzonej i cieszącej się zasłużoną popularnością.