To nieznośne głoskowanie…

Dziecko pięknie czyta globalnie. Umie odczytać mnóstwo wyrazów, a potem… Potem poznaje nazwy liter i zamiast całego wyrazu czyta po jednej literce czyli głoskuje. Rodzice wpadają w popłoch. I piszą rozpaczliwe listy: – Moje dziecko głoskuje, co teraz?

Sporo dzieci z naszej globalnej gromadki osiągnęło ten etap. Etap jak najbardziej prawidłowy. Najpierw dzieci nie znają liter. Uczą się na pamięć całego wyrazu i odczytują go globalnie. Po jakimś czasie dostrzegają fakt, że wyraz to nie całość, składa się z cegiełek – liter (pozwólmy im do tego dojrzeć samym). Zaczynają o nie pytać. Kiedy umieją litery nazwać i widzą nieznane słowo – odczytują je po literce czyli głoskują.

To nie jest powód do zmartwienia. To naturalny etap w przechodzeniu od czytania globalnego do „zwykłego”. Ponieważ e-maile na temat głoskowania mnożą się, pozwalam sobie zacytować fragmenty mego listu do jednej z mam. Przeczytajcie uważnie. Chcę podkreślić, że moment, w którym dziecko zaczyna głoskować jest bardzo istotny. To chwila, w której możemy i powinniśmy uzmysłowić dziecku jak litery łączyć w sylaby. Jeśli zostawimy malucha sam na sam z głoskowaniem – jego technika czytania długo będzie pozostawiała wiele do życzenia.

Etapy, które „zalicza” dziecko czytające globalnie od maleńkości są takie: słowo – głoska – sylaba – słowo. I tak jest dobrze.

Proponowałabym przygotować Hani kilka napisów (krótkich, w czytaniu globalnym długość wyrazu nie ma znaczenia, w samodzielnym już tak) zaczynających się samogłoską. Czcionka niechby była tej wielkości co w serii „Czytam globalnie”. Dla przykładu: Ola, Ula, Ewa, Ela, Aga, udo, ul . „Izę” proszę sobie darować bo wielkie „I”- Iza jest jak małe „l”-lody i może dziecko mylić. Zakładam, że Hania zna już niektóre literki („o” i „a” z pewnością). Proszę położyć przed nią kartę z napisem np.: Ola.

Najpierw proszę nazwać wszystkie litery po kolei: O-l-a. Niechaj Pani nie czyta od razu: Ola. Potem niech literki nazwie Hania. A dalej trzeba małej wytłumaczyć, że nie możemy przecież mówić: O-l-a, mówimy: Ola. Literki nie mogą być oderwane, stać oddzielnie, smutno im, MUSZĄ podawać sobie rączki. Argumenty mogą być przeróżne, co tam Pani przyjdzie do głowy. Jedno z tłumaczeń mówi o ślizganiu się z literki na literkę.

Ważne by dziecko zrozumiało o co chodzi. Naturalnie, chodzi o łączenie głosek, ale w tym wieku nie wprowadzamy jeszcze podziału na głoski i litery. Dziecku bliższa jest nazwa: literki.

Za pierwszym razem na tym jednym wyrazie można poprzestać. Za to w ciągu dnia możecie pobawić się raz lub dwa w: Co ja mówię?
– Co ja mówię? o – s – a /Pani mówi po głosce, Hani zadaniem jest złożyć głoski w słowo/.
– Co ja mówię? o – k – o itd.
W wyrazach zaczynających się samogłoską, można tę samogłoskę przedłużać dowolnie, aż dobrnie się do następnej literki. Tak jest łatwiej niż gdy na początku jest spółgłoska, bo niektórych przedłużać nie da się wcale (k, g, d, p).

To jest ten moment, w którym albo „ustawimy” dziecko na łączenie głosek w sylaby, albo będzie długo głoskowało.

Na tym etapie bardzo pomaga kilkuminutowa zabawa malucha komputerem. Ustawiamy mu wielkość czcionki na 100-130 punktów i pozwalamy hulać po klawiaturze (zakładam, że to przystosowana dla dziecka klawiatura z podwójną czcionką – małą i wielką). Niech się zapoznaje z literami. Potem możemy pokazać jak się pisze jego imię, wyraz: mama, kot, albo inny równie miły… Można poprosić by dziecko spróbowało napisać na dole taki sam wyraz. Te zabawy klawiaturą fantastycznie rozwijają analizę i syntezę wzrokowo-słuchową. Pod jednym warunkiem – muszą być krótkie i należy je kończyć zanim dziecko się znudzi.

książka