Po co komu dobre maniery?

– Do widzenia – powiedział grzecznie kilkuletni Wojtuś wychodząc za mamą z mego mieszkania.

– Jak miło – powinnam pomyśleć. Pomyślałabym, gdyby chłopczyk nie demonstrował mi przy tym swojej pupy. Mówił bowiem odwrócony do mnie plecami.  Mówił do drzwi.

Innym razem byłam świadkiem jak dziecko odebrało telefon i zaczęło się wygłupiać. Chichotało do słuchawki, mówiło grubym głosem, potem znów chichotało, na koniec…odłożyło słuchawkę przerywając połączenie.

– E, tam – powie ktoś – czepiam się. Że się dzieciak powygłupiał przy telefonie albo nie odwrócił twarzą?  To i co z tego? Małe to jeszcze i głupie. Otóż nie… Małe może i tak, ale nie głupie. Tyle, że nie uczone dobrych manier.

  Podczas licznych pobytów w USA zwróciłam uwagę jak wielkie znaczenie mają tam drobne przejawy uprzejmości i dobrych manier. Dzieci, którym pozwala się na swobodne wyrażanie emocji są jednocześnie wdrażane od najmłodszych lat do tego jak prezentować dobre maniery w różnych, mało ważnych (w naszym mniemaniu) sytuacjach życiowych.

We wszystkich znanych mi rodzinach amerykańskich uczono maluchy jak mają się zachować odbierając telefon. Na początek wymaga się wyraźnego „halo”, przywitania się i grzecznego: „Proszę poczekać moment, zaraz poproszę tatę/mamę”. Uczy się też dzieci by przekazywały rodzicom wiadomości pozostawione przez rozmówcę.

Mówią o tym rodzice w domu, są pogadanki w przedszkolu na ten – jakże banalny, zdawałoby się, temat.

Rozmawia się też z dziećmi na temat konieczności patrzenia na osobę, z którą się rozmawia. Czy to temat wart zachodu? Proszę, uświadom sobie co czujesz kiedy człowiek, do którego mówisz, ucieka wzrokiem i błądzi nim po ścianach. Ja w takich momentach nie czuję się dobrze. Mam wrażenie, że mój interlokutor mnie zwyczajnie lekceważy.

Albo sprawa przegranej. Wiadomo, dzieci grają nie tylko, żeby grać. Chcą wygrywać. I czy to będzie wyścig od drzewa do płotu, czy gra w Chińczyka albo Monopol – chcą wygrać i już.

Ale wygrany jest jeden. Raz ty, raz twój kolega. Co się wtedy dzieje? Ano, zależy od temperamentu dziecka. Jedno się zasmuci, inne obrazi, ale bywa i tak, że malec wrzeszczy: – Nie gram, nie bawię się –  i ze złością popatruje na rywala.

Przegrywanie – niemiła sprawa. Ale małych Jankesów od kołyski niemalże uczy się, że należy przegraną przyjąć z honorem i nie tylko nie obrażać się. Trzeba jeszcze z uśmiechem pogratulować zwycięzcy. I przybić piątkę. Jak wygrasz, przybiją ją tobie. Pogratulują. I będzie ci miło.

Ze wzruszeniem obserwowałam jak amerykańscy rodzice uczą swoje dzieci by poświęcały uwagę ludziom starszym i chorym. Nie zbulwersuję chyba nikogo jeśli stwierdzę, że u nas ludzie tacy, no, może nie całkiem, może nie wszędzie, ale jednak, spychani są na margines. Tam mówi się o tym w domu, mówi w przedszkolu i szkole, powtarza w kościele i szkółce niedzielnej. Ale dzieci najskuteczniej uczy dobry przykład. Toteż stosunek naszych zamorskich wnucząt wobec nas –  dziadków –  jest taki jak ich mamy i taty do swoich rodziców.

Jeszcze jedna rzecz ogromnie przypadła mi do gustu za Wielką Wodą. Otóż dzieci dziękują za prezenty. Nie jest to zdawkowe:  „dziękuję”, ale specjalnie na ten temat zaaranżowana rozmowa telefoniczna, własnoręcznie napisany e-mail a najczęściej /też własnoręcznie/ wykonana kartka z miłym tekstem.

Po świętach Bożego Narodzenia czy urodzinach czeka dziecko niemało roboty. Niekiedy obdarowani się buntują, ale nie ma odstępstwa od tej zasady. Rodzice są nieubłagani. Tego wymaga dobry obyczaj. Koniec! Kropka! Dzieci słyszą od rodziców, że obdarowującemu jest przyjemnie kiedy otrzyma taki dowód wdzięczności i że wdzięcznemu dziecku chętniej wręcza się prezenty niż takiemu, które wdzięczności okazać nie umie lub nie chce.

Wydawać by się mogło, że zachłysnęłam się wszystkim, co oglądałam za oceanem. Otóż nie. Nie podoba mi się obyczaj zwracania się na „ty” przez dziecko do dorosłych, którzy niekiedy mocno są już dorośli. Wiekowi nawet. Ta poufałość nikomu i niczemu – moim zdaniem – nie służy. Utkwiło mi w pamięci czyjeś stwierdzenie, że łatwiej powiedzieć: „ty wariatko” niż „pani wariatko”. Toteż forma „pan”, „pani” jaką stosują wobec dorosłych polskie dzieci jest jak najbardziej akuratna.

Nie podoba mi się także, że przy powitaniu czy pożegnaniu amerykańskie dzieci wyciągają do dorosłego rękę. To nie ma nic wspólnego z dobrymi manierami w europejskim pojęciu. Jeśli możemy przymknąć oko gdy robi to roczniak, to już przedszkolak powinien grzecznie poczekać aż rękę poda mu dorosły.

– Maju, co to są dobre maniery? – zapytałam dziś rano 5,5 letnią wnuczkę.

– To ZASADY, które mówią co jest dobre – usłyszałam bez namysłu podaną odpowiedź.

Nie powiem, zaskoczyła mnie taka precyzyjna definicja. I użycie słowa „zasady”. Zapytałam o te zasady. Usłyszałam o konieczności używania czarodziejskich słów: „proszę”, „dziękuję”, „przepraszam”. I że „dzień dobry” należy mówić i „do widzenia”. Ubiegły rok był w przedszkolu Mai i Jasia Rokiem Dobrych Manier.

Bardzo dobrze, że placówka oświatowa poświęca temu tematowi czas i uwagę. Jednak największą rolę w procesie przyswajania dobrych manier mają do odegrania rodzice. Jeśli pragną by ich dzieci były postrzegane przez otoczenie jako osoby kulturalne, muszą podjąć wysiłek aby w sposób celowy i zamierzony uczyć grzeczności i szacunku wobec innych. Dzieci muszą nabrać przekonania że dobre maniery są ważne wszędzie – w domu i poza domem –  ponieważ grzeczność sprawia, że wspólna praca i zabawa są przyjemniejsze dla każdego.