Brusięta i ulubiona książeczka…

Mikołaj przytargał plik fotografii z przedszkola w Brusach, na których pani czyta gromadzącym się maluchom książeczkę. Ale jaką!
Nie wiem czy to książeczka gotowa. Ale wygląda mi raczej na taką zrobioną własnym przemysłem. Jest boska! Ups…

SONY DSC

Popatrzcie. Fabuła jest prościutka i dobrze, bo w takich książeczkach nie o akcję chodzi. Wyrazy się powtarzają, dzięki czemu łatwiej je zapamiętać. Czcionka jest spora. Zauważyliście jak ładnie odsunięto wykrzykniki od wyrazów, by dzieciom nie wydały się one jeszcze jedną literką?

Książeczka ma śliczne obrazki i kochane przez dzieci rzepy. A co można na nie przyczepić? Tu muszę autorce/autorowi/autorom pogratulować pomysłowości, bo na stronie jest miejsce do przyczepienia obrazka z podpisem i samego podpisu. Znakomity pomysł.

To tak, jakby pokazać dziecku planszę z obrazkiem i wyrazem, a potem odwrócić ją na drugą stronę. Maluchy czytają globalnie, porównują budowę wyrazów, doskonalą analizę wzrokową i spostrzegawczość. I świetnie się przy tym bawią…

Wołam wielkim głosem: – Nobel dla brusowej książeczki o zabawkach!

b2b3b4b5b6b7b8b9